TPS
420
[Zwrotka 1]
Trawą palę stresy, zostało
Nic nie uspokaja jak buch z jointa, halo
Aura się niesie, żeby mordę ucieszyć
Jestem do tego, proste ruchy jak w wieży
Nie pionki, nie konie, co skaczą w boki, olej
Bletki kręcone, sprzęt killer płonie
Nie na farmazonie, prawdziwe życie moje
Jak jestem objarany, to się sam pisze projekt
To półka w bibułkach, znikam jak pół grama
Kiedy mnie nie trzeba widzieć, trasa nie jechana
Wypalam z ziomalem co jest do spółki
Nie chcę nawet wiedzieć, jakie u was są warunki
Nic mi nie gadaj, nie słucham, twoja sprawa
Co, gdzie i po ile, przecież nawet nie jaram

[Refren]
Najpierw jeden, dwa, trzy, cztery, dwa, zero
Amnezja haze zjeżdża na rejon
Później cztery, pięć, sześć, cztery, dwa, zero
Sort z górnej półki palce wciąż mielą
Najpierw jeden, dwa, trzy, cztery, dwa, zero
Amnezja haze zjeżdża na rejon
Później cztery, pięć, sześć, cztery, dwa, zero
Sort z górnej półki palce wciąż mielą
[Zwrotka 2]
Zawijam się, znika szarość codziennego dnia
Do dilera trzeba lecieć, choćby była pandemia
Szafa gra, są zapasy, jak się jara to jest disco
Bo wszędzie mglisto, to dym z jointa prysnął
Skręcam, wypalam, piszę tekst, pora szara
Kopsam do ziomala, starczy dla nas obu na raz
Dopada jak nie ma, a trzeba mieć i tyle
Po kilogramach lepią się palce jak debile
Wilczy od państwa, bo w samarce działka
Dla nich to narkotyk, a to tylko trawka
Jointy z wiadra, peny, czy fifka
Co jak kto lubi, wax suszka z zawitka
Decyzyjni ludzie jak się łapać gdzieś trzeba
Moje drugie urodziny, dwudziesty kwietnia

[Refren]
Najpierw jeden, dwa, trzy, cztery, dwa, zero
Amnezja haze zjeżdża na rejon
Później cztery, pięć, sześć, cztery, dwa, zero
Sort z górnej półki palce wciąż mielą
Najpierw jeden, dwa, trzy, cztery, dwa, zero
Amnezja haze zjeżdża na rejon
Później cztery, pięć, sześć, cztery, dwa, zero
Sort z górnej półki palce wciąż mielą