QueQuality
W stronę światła
[Intro]
Nie byłem sam pewien
Nie byłem sam pewien
Nie byłem sam pewien
Nie byłem sam pewien
Nie byłem sam pewien
Nie byłem sam pewien

[Zwrotka]
Nie byłem sam pewien, co mam zrobić z życiem, bo dzisiaj za dużo się zmienia
Cel albo ten towar, te dupy, ten melanż, te studia lub moje marzenia
Ja wolałem biegać, bo nie chciałem życia bez szczęścia, którego dziś nie mam
Odpoczniemy w grobie, bo nie mamy czasu tu, żeby ukrywać się w cieniach
Wychodzę z podziemia na legal, dziś nie tylko ziomal te skille docenia
Już nie chcę wspominać tych dni, które mi nakazały to życie pozmieniać
Bo nie ma tu obok tych ludzi, co mi rozjebało widok na wspomnienia
Gdy patrzę przed siebie to widzę sam siebie i nikogo obok tam nie ma
Jak umrę sam kiedyś samotnie, to kurwa jest prawie jak przyzwyczajenia
Te liczby, te cyfry na koncie, te jedynki, dwójki, minusy i zera
To wszystko chcę w zyski zamieniać, bo nic się nie liczy tu dla mnie jak teraz
Sam pamięci nie mam, koduję wspomnienia na pamięci od komputera
Dziewczyna mnie w sobie zamknęła i teraz ja nie chcę się dziś na nikogo otwierać
Bo zamknięte głowy mnie nie zrozumieją, ja głowę wystawiam do nieba
To wszystko co mnie dziś otacza i miało zabijać, ożywia, a nieraz
Ja sam nie wiedziałem co ze mną się stanie, gdy wybiorę ćpanie, latanie i melanż
A było tak bardzo mi ciężko tu z tego co miałem na bani się kiedyś wygrzebać
Muzyka ma tylko budować, ja z buntu zaczynam się więcej uśmiechać
I wniosków mam więcej niż lekcji, pamiętaj nie dzielić miłości przez zera
Najlepiej nie liczyć w ogóle na ludzi, bo każdy się cały czas zmienia
Ty zdrowie doceniasz dopiero jak koronawirus o śmierci ostrzega
Za dużo myślałem o śmierci, by teraz wystraszyć się tego skurwiela
Bo zawsze zabraknąć cię może na świecie, ty każde dni swoje doceniaj
I zamiast marnować momenty na smutek, i zamiast słuchać pierdolenia
Zabieraj do pracy swój talent, bo prześpisz godzinę
Zegarów się kurwa dziś cofać tu nie da
Ja sam, cztery ściany, dwie paczki na stole, chujowe emocje wylewam
Przeklinam, bo nie mam już zdania i słowa, i nawet sam nie chcę narzekać
Znudziło mnie dawno wołanie o pomoc, bo głuche są ludzkie sumienia
Tu dalej ulewa i dalej jest zimno, pogoda się tutaj nie zmienia
Raz moje emocje, raz moje uczucia, raz wóda, raz krew mnie zalewa
Wałkuję ten temat, od dawna się czuję jak na autostradzie do nieba
Te gorzkie wybory są słodsze niż kiedyś, więc wiele mi dzisiaj potrzeba
To życie za proste jest, żeby doszukiwać się w nim na siłę głębszego znaczenia
Masz swoje pięć minut, a po nich rzucają cię prochem tak na do widzenia
Refrenu nie będzie, bo zwrotne jest życie, zawrócić się kurwa tu nie da
Mam życie jak zwrotka i ciągle tu skręcam, na prostą wychodzę w refrenach
Zachowaj dla siebie wyrazy szacunku, bo dla siebie nikt go tu nie ma
Zadawaj pytania, to odpowiedź sama się znajdzie na twoje zwątpienia
Dziś dezynfekuję od siebie toksyny, tak nakazują obostrzenia
Psychiczna higiena to lubi jak dystans do ludzi sam trzymasz i nie ma żadnego znaczenia
Bo człowiek opluje cię potem życząc powodzenia, przyzwyczaj się teraz
Kolega, co staję za tobą, to potem się możesz sam na nim przejechać
Ty kurwa masz tylko się sprzedać, najlepiej jak zdania też nie masz
I sam przytakujesz na każde gadanie, a wiarę zostawiasz w marzeniach
Ja wiarę od mamy zabieram, bo widzę w jej oczach płomienie, cierpienie ugasić ma moja ulewa
Nie było by teraz Miszela, gdy nie byłoby obok tego człowieka
Za wszystko co było, za każde emocje się sam zrewanżuję, przyrzekam
Artysta maluje obrazy, depresja człowieka w emocje ubiera
Dlatego ja dzisiaj co noszę na sobie, to wszystko powoli rozbieram
Bo ciągle nadzieja pozwala mi widzieć, to szeroko oczy otwieram
Uciekam od życia codziennie, by pamięć pomogła mi wszystko wyśpiewać
I jebać te moje demony, na końcu tunelu jest tylko nadzieja
TO JEST TRAP!