Małach
Moment
[Zwrotka 1]
Na lewej ręce miał zegarek
Przeważnie tam gdzie chodził, to widziany był w browarem
Pracował w nocy, gdzie?
Głośno nie mówił, nie za barem
Melodie nucił pod nosem jak smucił się, żył dalej
Z ulicy talent, z domu był biedny, ale konkretny
Do rany przyłóż raczej jak dla innych rzadko wredny
Raczej potrzebni są tacy ludzie, przypał zaliczył, został nie uciekł
Coś sobie ćwiczy, skończył nauke
Nie miewał długów, zawsze oddał, też słuchał Janka - pożycz
Śmiał się z tych o których zwrotka
Miał rodzinę z którą wszystkim co mógł to się dzielił
Miał w sercu ich od poniedziałku zawsze do niedzieli
Byli też tacy którzy się śmieli, czy tam śmiali - nieważne
Wpierdol dostali, a tak sapali, to on wychodził, nie inni cali
Wspierał jak tylko mógł swoich ziomali
Co na klatkach ciągle stali jeszcze, on forma życia, tamci to leszcze
Zresztą nie będę o nich pisał mordo, bo to spieprzę
Wezmę se tylko łyka wody zanim powiem resztę
Zawsze jak ktoś gdzie potrzebował pomocy
Leciał jakby go wziął i wystrzelił z procy
Za dnia, czy w nocy, to po prostu dobry chłopak
Bogaty sercem, nie na mordzie brokat
Następny przystanek - Warszawa, ochota
Podbija pacjent, trochę zachrypnięty wokal
"Straciłem prace" - najebany mówi, popatrz
-"Kup mi Pan gorzałę, pijanemu nie chcą podać"
-"Woda?"
-"Nie woda - wóda, biała czy ruda. Pierdolnę nawet czarną, tylko kup mi teraz, tutaj"
-"Nie ma problemu, wracaj bezpiecznie z buta"
Wziął gorzałę, poszedł w chuj, jeszcze mu pociupał
[Zwrotka 2]
Teraz o tym, co wpierdolił się w kłopoty
Właśnie wrzucił w hazard 200 koła złoty
Wsadzić wszystko co miał, było jak narkotyk
Ze 40-lat na to chodził do roboty
A żona czeka w domu, pewna, że wypłatę niesie
A Pan Andrzej wszystko przepierdolił, Panie Prezesie
Mówi co zrobić ma desperat, wypija prawie 0,7 rudej, aż do zera
I wsiada do czarnej BM'Y na kozackich felach
Na cały świat wyjebka, nic go nie obchodzi teraz
Fortuny nie ma już, z żoną też poszła afera, ze wsteka wrzucił luz i jedyne na driver'a
Najebany poszedł bokiem z piskiem pod blokiem
Parę głów co nie spało wyglądało z okien, na ulicy deszcz
Widać auto i chłopaka też, co wraca ze sklepu, przez ulice teraz idzie gdzieś
I widzi auto gościa co mu kupił wódę, leci rozpędzone
Czy go widzi? Czy hamuje?
Już nic nie czuje, to koniec, krew na betonie
Przykro mi skarbie, już do Ciebie nie zadzwonię
Nic tu po gadce, mordy są zdziwione
Nie z własnego wyboru właśnie odszedł od nich ziomek
Ja właśnie stoję w ciszy przy oknie z gibonem
I myślę sobie mordo, że życie to jest moment