Rogal DDL
PRZN
[Zwrotka 1: Rogal DDL]
To wpada na bloki jak pocisk, ścina Cię z nóg jak czysta
Potem otrzeźwia i wracasz, t-shirt'y za trzysta
Gdziekolwiek kurwa nie pójdę, to, każdy pizga, każdy się ślizga
Każdy niechętnie wymienia nazwiska, ziom, to nie policja
Lubisz ten haj, jak jest bal, jak jest ajs, jak jest hajs
Ale gdy wszystko schodzi to zostajesz sam
Jebana pustka, próżnia, niby jej nie ma, a jest
Tych brudów nie zmyje z ulicy, ta, wczorajszy deszcz
Po grze goni grzech, morze łez wylane zostało już na tych blokach
Livin' la Vida Loca, no chyba nie bardzo, idę na nokaut
Ulica pazerna, to wie już każdy
Zimna, przebiegła, jak najgorsze diabły
Zęby wypadły jej z dziąseł na blat
Jeden po drugim, kurwo szach mat
Jak umiesz liczyć to licz na siebie, jak nie umiesz liczyć to nie licz na ziomków
Każdy kij ma kurwa dwa końce, tylko krowa nie zmienia poglądów

[Zwrotka 2: OloSolo]
Ziom się pyta, kiedy rozjebię scenę, mówię nie wiem
Tamten jeden taki był pewny siebie, znów zaliczył glebę
Się nie wychylam, nie interere mnie hebel
Gazu, gazu, zawsze jak mam, nie odmówię bratu
Bez ryzyka życie nie ma smaku, mam tak od czasu
Jak jestem trzeźwy to jestem wkurwiony
Coś nie tak? Weź kolo pomyśl
Ciągle w walce o dobrobyt
Drogą krętą, jak na trzeźwo
Ta na pewno, weź nie pierdol
Dziś ciężko ufać, szczęścia szukam
Musi się zgadzać gotówa, utarg, mieć umiar
Twoja nowa ksywa to złotówa
Ta sztuka mi mruga
A ja mam loty, że zaraz z każdym się puszcza na boki
W nocy pokus jak w necie, w lecie, w sensie dosyć
Ułożone mieć jak Pringlesy
Rap na bloki, być najlepszym
Nie odbieram, nie odpisuję na SMS-y
Siedzę, piszę, jaram, wypuszczam dym, dym, dym, palę stresy
[Zwrotka 3: Scroot]
Pierdolona próżnia, to każdego może spotkać
Jak jest susza, to powstała AAAWARIA na blokach
Wczoraj w nowych skokach dumny, dzisiaj japa w dłoniach
A w skutkach może tu prawdziwa awaria Cię spotkać
Bo jest ślisko, i nie pomogą trepy
Zbyt wyraźne są szatana szepty
Nie zawsze zkminisz, jak spierdolić przed tym
A nikt za Ciebie mądrze nie podzieli pensji przez nich
Nie rozdzieli wyjebki od kwitu
Gdy trzeba pomyśleć szybko, czy zrobić krok do tyłu
I w jednej chwili masz już dosyć całkiem takich przygód
Awaria, tym byłeś, dzieliłeś skórę na byku
Mogę osiągnąć mordo sukces jak nikt tu
Mogę skończyć gdzieś na super odwyku
Mógłbym nie nawinąć nigdy nic już
I bez poprzeczki pozostawić scenę dłużej nie myśląc
A życie to jest wybór, i wybór, i wybór
Niektórzy w ludziach tu znajdują miłość
Jak od pomysłów Ty masz więcej wspólników
Poczekaj, będziesz mógł jałmużnę przyjąć
Milion spojrzeń spode łba
Bo doświadczenie każe być ostrożnym
W jebany film, chora ambicja
Tylko być cwańszym lisem od nich
Moje wersy - skurwysyny
A nie szukają ich listem gończym
Twoja suka z odbiornikiem kmini PIN, jak mi wbić do spodni
[Zwrotka 4: Satyr]
Tu gadki szyfrem, jak Enigma, chcesz coś powiedzieć, to nie mów wprost
WWA, miasto powstałe na zgliszczach, jeszcze nie raz utrze Ci nos
Kolebka chorych ambicji, do których droga po trupach
Chore miasto i chore myśli, krew płynie tu jak wóda
Pomocna dłoń dla braci, nacisk ja kładę na te sprawy, by
Pomocnym być jak tracisz wiarę, że giną tu wszelkie zasady
Cichodajki i jawne kurwy, każdej nocy pijackie burdy
Drogie nosy czy tanie szczurwy, sam wybierasz swój gwóźdź do trumny
Moralniaki z rana po błędach, które burzą życie rodzin
Grube pasy sypane na szybach smartfonów dzieci z blokowisk
Nikt tu nie ma czystych kartotek, wolność jak totolotek
Dziś jest ważne, ważniejsze co potem, by żyć trzeba kosić forsę
Kalkulacje spraw na zimno, bo nerwy to słaby doradca
Czasem dostaję torbę i kurwa kończy się ta kalkulacja
Żyję tutaj i wiem to dobrze, że nie jestem na wiecznych wakacjach
Za marzenia tu trzeba płacić i nieważne co myślisz - to racja

[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]