Penx
Michał
[Zwrotka]
Joł, ogarnij, bo wchodzę, co zacznie się zaraz
Ogarniasz - to prawda, nie da wam zapomnieć
Nie, nie, nie, się przed wami otworzę
Tak, że zaczniecie utrwalać anatomię
Ciężko mam na głowie, walka z ogniem
Jak walka z czasem, zapytasz, gdzie mi się pali
To nie trafia do mnie, wracam sobie z piekieł dać wam
Ogień - to priorytet, przecież mnie diabli nadali
To dobrze poryte, się nie zatrzymam za nic
Wjeżdża pojeb, weź mnie, może, zapnij pasami
Za przykład brany być nie chcę
Mam szramy na bani jak każdy w tym mieście
I gdyby nie rap, byłbym śmieciem
Co? Póki co, nie koszę jakieś pęgi za to
W tarczę już celować mi się nie chcę
Choć fajne są punche, w powietrze, co tlen zabierają
Mówią mi - "nie mów o pieniądzach, OK"
Nie będę mówił o pieniądzach, OK
Ty też mi nie mów o pieniądzach, OK
Jak będę od Ciebie tu coś chciał, OK
Zamknij kurwa ryj już, bo nie mogę znieść Cię
Leżałem w parterze, typie, gdzie były pomocne ręce?
Odliczałeś mi minuty tylko
No bo chyba nie wiedziałeś, że osiągnę więcej
Więcej, niż powroty pierwszym dziennym z vixy
A wraz z nimi z wódy, kurwa, ciągłe nocne zejście
Wiem, że pewnie nie wiesz jeszcze, o tym, o kim tekst jest
Ale zrozum, właśnie sobie strzelam sobie w serce
Ciągle pędzę, jebać schemat, jointy, kłamstwa
Weź ogarnij, taka faza, bo nie kręcę
No niezręcznie się poczułeś, to przypał, tak bywa
No bo nadal nie wiesz, co jest pięć
Pierwsza runda w walce dla Michała - wygrana
Zrozum, no bo to jest, starcie moje z Penxem
Co? Co, Rudy śmieciu? No, kurwa, jaki jesteś?
Zły, wkurwiony, coraz gorszy dla najbliższych. Jaki jeszcze?
Otwieram głowę Ci w końcu
Chcę wiedzieć, co masz na myśli
Michał obiera dziś drogę i z Bogiem
Mówią mu nawet ci ateiści
Mało, kto kuma te linie
Nie wierzą już we mnie pytają - "Na co się piszesz?"
Sorry, moja skrzywiona psychika
Nie pozwala mi już prosto myśleć
Pierdolę te fazy, bo mam dziś banię na trzeźwo
Tak, żeby życia nie przeżyć
I żeby życia nie przeżyć, nie wiedząc
Po co jest życie, to raz
Się zatrzymałem przez 5 lat już kiedyś
Stuff z wódą, kurwa, tu rezał mi nerwy
A dwa, żeby wiedzieć, z czego się żyje
I znaleźć tę siłę, bo żyje się raz
Obojętny dla brata
I miałem w dupie, czy zaczniesz szkołę
Tak było, czasem Cię wszystko przygniata
A w głowie masz jedno, czy skończysz swoje
Tak było, sorry Wojtek, naprawdę
Też mnie to wkurwia, że sam nie zadzwonię
Czasem widzę charakter po matce
Mam ciężki strasznie, wiesz sam jak to jest
Wjeżdża jak pojeb tam, wiesz (wiesz, wiesz)
I, kurwa, naprawdę się cieszę
Że w końcu wychodzisz na swoje i twardo tam stąpa
I niech się ta scena zatrzęsie
I niech się gonią frajerzy, bo nigdzie nie doszli
Mówią, że Ci się nie uda
Pewnie widziałeś, jak coś poszło nie tak, się śmiali
Jak coś Ci idzie, to wkurwia
Tak, mam tak samo - chwila refleksji
Więc jesteś najlepszy, na razie, cześć
Przez wymiar depresji jaką tutaj mam na bani
To nic bardziej mnie nie cieszy niż to, że znalazłeś sens
Mogłem tego nie pisać
Lecz muszę w końcu te brudy wyrzucić
Mam serce do walki i mózg rozjebany
Już dawno mogłem się wkurwić i wrócić do żywych
Przepraszam, mamo, za to, że nie byłem nigdy dobrym dzieckiem
Chciałaś, bym poszedł na prawo, wolałem iść prosto w to co niebezpieczne
To druga runda i chyba dorosłem
2 6 mam na karku i nic nie jest proste
I jedynym propsem jest to
Że bez trudu to mówię jak jest i co chcę
Przekazać, najebany wracałem nad ranem
O czwartej pytałem się - "Czy Ty to Ty?"
Ty - "Jak zapomnieć, skąd się przyszło na świat?"
I to wszystko prawda i strasznie przykro mi
Wiem, że jeszcze będzie pięknie, wiem to
Choć nie stoję przed lustrem, się chwytam za głowę
I wiem, że widzisz siebie we mnie, wiem to
Od kiedy ja już nie widzę siebie w sobie
To nie tak, że ojciec nie był wzorcem dla mnie
Chociaż teraz w sumie jak tak patrzę w przeszłość
Nie mogę być zły na to, że nie miałem zawsze tego, co chcę
Wiem, że było zawsze ciężko
Byłeś wkurwiony na to
Że nie możesz dać nam wszystkiego
Musiałeś ogarniać syf, dzięki temu skurwysyny
Właśnie, wiesz, teraz mi nie mogą zabrać nic
Kurwa, naprawdę się cieszę
Chociaż to jest trochę taki śmiech przez łzy
Zawsze płakałem ze śmiechu
Jak mówili o Tobie, że jesteś zły
Stać mnie, zagnę ich, łatwo być dumnym
Jak do celu lajtowa droga
W największym bagnie stanąłbym na głowie
By ktoś, kogo kocham mógł stanąć na nogach
Miałem nie nawijać o pieniądzach, OK
Powiesz i pewnie to jest denne, OK
Ryju, nie nawijam o pieniądzach, OK
Nawinąłem o tym, co jest cenne, OK
Ciężki mam charakter, wiesz o tym
Najlepiej się czuję, jak się mocno wkurwię
Ale pomagam innym, bo lubię
A sobie ziomeczku już czasem nie umiem
Spaliłem w życiu sobie parę mostów
Przez to się kurwy odcięły i beka
Buduję napięcie, jak to zakończyć
Wiem jedno, że dzieli nas przepaść
Niektórzy nie mówią mi wiele przez to
Że przez to jak mówią mi wiele
Ich słowa nie mówią mi wiele
I szukają sensu i sami się gubią skurwiele
Słuchacze myślą, ze wdupcam mefedron na okręt
I banie mam zrytą przez ścierwo
Beką jest to muszę powiedzieć jedno tak w ogóle
Że każdy tekst jest pisany na trzeźwo
Mówią, że jestem geniuszem
Ślepo w to wierzę i chociaż nie muszę
I szczerze, przy Noblu się, kurwa, nie widzę
Ten rap to dynamit, bo w końcu rozdupcę
Stop

[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]