Paluch
“W rapie wszystko musi być czytelne” - wywiad z Paluchem
Zanim profesjonalnie zabrałeś się za rap, poświęcałeś się piłce nożnej w Lechu Poznań. Dlaczego zrezygnowałeś ze sportu, przestał Cię interesować?
Grałem w tym klubie od ósmego do niemal dziewiętnastego roku życia. Ten czas to jedenaście lat niesamowitej przygody od trampkarza aż do juniora starszego. Niestety, na jakieś dwa lata przed podpisaniem kontraktu seniorskiego wyłapałem kontuzję kolana oraz pleców, co pozbawiło mnie całkowicie kariery sportowca.

Nadal kibicuję Lechowi, jednak stronię od jakichkolwiek konfliktów kibicowskich. Wspieram każdą polską drużynę, która ma zapędy by coś ugrać na arenie europejskiej. Uważam, że każdy sukces jakiegokolwiek krajowego zespołu wpływa na popularność i rozwój całej dyscypliny.

Z tym że nie ma co się łudzić; piłka w Polsce nadal jest na tragicznie niskim poziomie. Oczywiście mamy kilka mocnych zespołów w Ekstraklasie, jednak w konfrontacji z zachodnimi klubami wciąż są one skazane na czyszczenie im korków.

Jesteś fenomenem pod względem palenia papierosów. Raczysz się nimi tylko w czasie pracy nad albumami.
Na tę chwilę już nie palę. Zgodnie z założeniem, odstawiłem papierosy z dniem premiery "10/29". Służyły mi dzielnie w trudach pracy nad płytą od samych początków jej powstawania, a więc pisania tekstów, aż po promocję. Odstawiłem je ostatecznie... czyli do początku kolejnego procesu twórczego przy następnym albumie.

Papierosy relaksują mnie do stopnia, w którym mam chęć sięgnąć po trawę. Więc łapię za ten substytut i relaksuję się w ten sposób ze trzy razy w tygodniu. Jednak przychodzi taki moment, w którym czuję, że palę za dużo zielonego, więc wracam z powrotem do tytoniu. Dbam tym samym o bezpieczeństwo mojej psychiki.

Po co rzucasz palenie tytoniu, skoro i tak do niego wrócisz?
Ze względów tyle zdrowotnych, co kondycyjnych. Trzy koncerty na weekend wymagają ode mnie dużej wydolności całego organizmu. Muszę też pamiętać o swoich strunach głosowych, którym to papierosy wraz z półtoragodzinnym koncertowym setem wyrządzają największą krzywdę.

Czyli trudność w rzuceniu jest mitem?
Oczywiście. Z tym że wspomagam się dostępnymi na rynku preparatami. Bez nich by mnie rozjebało (śmiech). Dziesięć dni kuracji plus silna wola załatwiają sprawę. Ten drugi czynnik jest rzecz jasna ważniejszy; bez niego mógłbym wykupić całą aptekę, a i tak skusiłbym się na ćmika.

Jesteś już weteranem w rzucaniu tej używki. Masz jakieś skuteczne rady dla nałogowców jak się odpędzić od dymu?
W życiu! W okresach gdy palę, sam jestem nałogowcem, wypalam wtedy dwie paczki dziennie. Ale mogę zmotywować palaczy nakreślając reakcję mojego organizmu na odstawkę. Mianowicie gdy palę, jestem chodzącym wysuszonym wiórem. Tracę na wadze. Ostatnio waga spadła mi do 87 kilogramów – to już jest źle. Na szczęście od tego czasu przybrałem dziesięć kilo. Widzę teraz jak mój organizm wręcz odżywa: łapie zabierane jak dotąd witaminy i minerały, lepiej się nawadnia. Skutki czuję od razu podczas wzmożonej aktywności fizycznej. Mięśnie lepiej pracują i szybciej rosną na siłce, a kiedy biorę się za cardio, po półgodzinnej przebieżce i sześciu kilometrach w nogach jest cudownie.

Te osiągi przenoszę na scenę. Grywam koncerty nierzadko w zadymionych, dusznych pomieszczeniach na pełnej petardzie przez trzy dni z rzędu. Po to też staram się być w formie, by jakość moich występów na żywo była jak najwyższa, ponieważ to one są moją wizytówką. A nieskromnie dodam, że na scenie rozpierdalamy. Brak fajek ma w tym swoje zasługi.

Skoro już sam wspomniałeś o marihuanie, Twój stosunek do niej wydaje się być czytelnym.
Jestem jak najbardziej za legalizacją, jednak stawiam warunek: zakaz palenia do dwudziestego pierwszego roku życia. Jest bowiem naukowo potwierdzone, że po osiągnięciu tego wieku zmniejsza się do minimum prawdopodobieństwo uzależnienia się od jakiejkolwiek substancji. Dodam jeszcze, że absolutnie nie jestem za tym, by twardsze dragi typu ecstasy czy kokaina podzieliły los marihuany w kwestii legalnej dostępności. Uważam, że to już jest przesada, a narkotyki tego typu wpływają bezpowrotnie na stan psychiczny ich amatorów. Zaś zapalenie porządnej i przyjemnej sativy kilka razy w miesiącu w wyznaczonym do tego miejscu przez dorosłą osobę nie zrobi nikomu krzywdy.
Problem zaczyna się w momencie, gdy delikwent jara codziennie po kilka gram i przestaje przy tym panować nad swoim życiem. Dla takiego gościa z osiedla, który miesięcznie zarabia 1700 złotych pracą na magazynie, taka ilość jest przede wszystkim sporym wydatkiem finansowym. Nie wierzę, że jest on w stanie zarobić na wszystkie swoje potrzeby. Chyba, że jest dilerem. W innym przypadku taki gość wpada w niebezpieczny cykl, w którym po powrocie z pracy łapie za jointa i pada z konsoli siedząc do nocy i słuchając Palucha. Tak więc samo palenie nie jest tanim sportem, a przy tym może uzależnić. Pogłoski o tym, że cannabis nie uzależnia są wyssane z palca. Sam odczułem to na sobie, kiedy spostrzegłem, że palę dzień w dzień od dłuższego czasu i muszę z tym przystopować.

Porozmawiajmy o raperach. Bulwersują Cię zawodnicy, którzy w tekstach posługują się trudnymi słowami.
Nie lubię nadużywania jakiejkolwiek naukowej terminologii. Po chuj używać jakichś turbo skomplikowanych stwierdzeń, skoro można powiedzieć to samo w o wiele prostszych i zrozumiałych przez większość słowach? Do kogo chcesz tym trafić? Chcesz zmusić odbiorcę do odpalenia wyszukiwarki i wpisania tej frazy? Rap z natury jest prosty. Dobrze jest słyszeć zabawę słowem, natomiast wszystko musi być w miarę czytelne. Oczywiście kumam, że ktoś może mieć swoją jazdę i nie będę jej jakoś specjalnie negował, ale...

Odnoszę wrażenie że dzisiejszy rap kroczy w tę stronę. Tak jakby ci goście chcieli nadrobić trudnymi słowami brak charyzmy czy osobowości. Do tego nierzadko bezmyślnie kopiują zachodnie trendy. Jedynie kropla całej nowej fali jest warta uwagi. Powoli widać, kto z tego całego zalewu newcomerów osiądzie na stałe na scenie.

Nie jestem gościem z ulicy, ale wychowałem się w czasach, gdy internet nie był na porządku dziennym, więc spędzaliśmy godziny na podwórku. Liczyły się kontakty międzyludzkie i to jaki byłeś naprawdę. Dzisiaj młodzi większość życia spędzają w sieci. Myślą siecią, są perfekcyjnie przygotowani do marketingu internetowego. Znają się na trollingu, wiedzą jak stworzyć dobry viral. Dlatego też raperzy z tego pokolenia mają pewną przewagę na tym polu, bo to jest całe ich życie.

Nie zazdrościsz młodym szybkiego dostępu do wielu odbiorców? W czasach gdy zaczynałeś, nie było tylu kanałów dotarcia do świadomości słuchaczy.
Absolutnie nie. Co prawda szybko można dziś dotrzeć do sporego grona, natomiast równie szybko zainteresowanie zawodnikiem leci na łeb. U mnie wymagało to rzeczywiście wielu lat wytrwałości, jednak widziałem efekty z płyty na płytę.

Wyświetlenia na YouTube są w moim przypadku przyzwoite, ale nie rekordowe. Nie pcham się do radia. Nie było mnie też w telewizji, jednak teraz otrzymałem propozycję od branżowej Hip Hop TV, więc zrobiłem wyjątek. Wspieram tę inicjatywę i szanuję sposób, w jaki ludzie stamtąd podchodzą do współpracy.

To teraz porozmawiajmy o słowach dla Ciebie banalnych, aczkolwiek przysparzających wielu słuchaczom trudności w zrozumieniu. Wplatasz sporo slangu i gwary znanej tylko Poznaniakom. Jest to motywowane autentycznością, także tą językową?
Jak najbardziej. Wiem też, że ludzie z Poznania mogą z dumą pomyśleć: "To jest nasz człowiek!". Sam używam na co dzień zwrotów typu bejmy, tytka, bimba, ćmik, klamoty, szneka czy szczon. Natomiast mam świadomość, że wyjeżdżając poza mój rewir muszę pilnować swojego języka, bo zwyczajnie nie dogadam się z Kaszubem czy Warszawiakiem. Pewnie masz podobnie żyjąc na Śląsku, gdzie możesz sobie pozwolić na luźną gadkę w stylu "Te, chopie, kajś Ty je?", ale nie użyjesz tych samych słów jadąc wgłąb Polski. Chociażby z szacunku do rozmówcy.

Dziękuję za rozmowę.
Dzięki.