Trzeci Wymiar
Szkoda flow
[Intro: Nullo, Pork]
Siema Pores, co tam?

Cztery dni chata, kurwa, przypomina bunkier
Z góry rzut, fotel, stół zalany trunkiem
Ulic szum w tle, Null, mówię ci jak kumpel
Nie mam weny, czuję pustkę, jest okrutnie

[Zwrotka 1: Nullo, Pork]
Na zegarkach dwudziesta czwarta - szukam natchnienia
Dwudziesta czwarta podarta kartka do wyrzucenia
Dwudziesty czwarty bit leci z discmana
Dwadzieścia cztery dni człowieku, już weny nie ma
Niby wszystko mam: kartka, długopis, ciemny pokój
Bitu partia, trochę konopii, no i święty spokój
Niby wszystko gra, lokum dwa na cztery wokół
Cisza, spokój, i bit co działa jak opium
Szukam patentów, szybkich puent, skillsów, punchów
Pomysłów, lirycznych cięć, i dystansu
Szukam, jak Copperfield magii
Lecz nie napiszę dziś, dziś, pod ten bit sagi
Coś mi mówi pisz, pisz, ale wciąż bez rezultatu
Hej Pores śpisz, śpisz?
No co ty?
Więc brachu ratuj
Muzyka gra tu, Wciąż brak tematów do tego tracku
Ej! Trwa tu jakieś fatum brachu
Więc sam nas ratuj
Mógłbym napisać kolejne ragga, co łatwo wpada
Odpada!
To nie lada wada, bo nie wypada nie składać
(Ty! Co?)
A może napiszemy bragga
Jak Jadakiss. Palimy Cannabis? Wpadaj!
[Refren]
Raz! Może na ten temat szkoda flow
Dwa! Kartka, cztery ściany, woda, szkło
Trzy! Może nic już nie ma ponad to
Wena! Przywitam ją tak jak Konnan tron
Raz! Przywitam ją tak jak Konnan tron
Dwa! Może nic już nie ma ponad to
Trzy! Kartka, cztery ściany, woda, szkło
Wena! Ej! A może szkoda flow

[Zwrotka 2: Łasuch]
To dla niej mógłbym skonać, bez niej byłbym nikim
Bez niej w domach nie było tej muzyki
Liryki, poetyki, nic nie miało by sensu
Nie napisałbym tych wersów, żadnego tekstu
Patenty! Nie miałbym żadnych patentów
A te projekty nie byłyby tak bliskie memu sercu
Choć w tej chwili jej szukam, znaleźć ją to sztuka
Komu mam zaufać ukaż się, sam siebie nie oszukam
Szukam jej na obrzeżach miasta spektakularnie
Mój start to false start. Kiedy w końcu ją znajdę?
Kiedy w końcu mnie natchnie? Zgubiłem koncentrację
Po drodze gdzieś zgubiłem orientację
Gdzieś zatraciłem w tym wszystkim pasję, sam nie wiem czemu
Choć to najmniejszy z moich problemów
Największym ona - wciąż nieobecna - mówią jej wena
Co teraz? Bez niej nic nie ma znaczenia
[Zwrotka 3: Szad]
Na stole szklanka patrz, tańczy na ściankach gaz
Żar z niedopałka spadł i jak zapałka zgasł
Tylko ta lampka blask i brak na kartkach fraz
Płynie w zegarkach czas jak byłbym w Alcatraz
Piszę po nocach, już dziewięć lat piszę po nocach
Znów nie wiem jak, lecz poznasz to po moich oczach
Już dziewięć lat, słyszę to w blokach, tu drzemie rap
Piszę to do was już dziewięć lat, popatrz!
Który to miesiąc, który to dzień, który tydzień
Idzie w przyciemnionym pokoju przy zeszycie
Siedzę i krzyczę wyczerpany tym kiczem
I gdy czekam liczę, że coś mnie natchnie życiem
Szukam wyjścia z labiryntu własnych myśli
Słucham tych ścian, tych budynków, prawdy o bliźnich
Bezradnie czekam widząc jak czas mi kradnie zegar
Nie wiem, jak wiele wersów spadnie w przepaść

[Refren]
Raz! Może na ten temat szkoda flow
Dwa! Kartka, cztery ściany, woda, szkło
Trzy! Może nic już nie ma ponad to
Wena! Przywitam ją tak jak Konnan tron
Raz! Przywitam ją tak jak Konnan tron
Dwa! Może nic już nie ma ponad to
Trzy! Kartka, cztery ściany, woda, szkło
Wena! Ej! A może szkoda flow