Chada
Fundament
[Zwrotka 1: Chada]
Chwytam notes i ołówek jak kobietę za rękę
Piszę wersy, takie chwile są dla mnie fundamentem
Idę ulicami życia, air maxy mam na nogach
Ciągle stoję za sterami, nie zamierzam wiosłować
Moje słowa płyną z serca, nie dziwi cię to ziomuś
Doskonale znam te miejsca ze zbrojonego betonu
W domu nie miałem luksusu, wiem jak tu żyją biedni
Mogę znowu iść coś ukraść, by sobie to zapewnić
Szczęście czai się za rogiem, nie będę dłużej czekał
Człowiek zmienia swoje zdanie, zdanie zmienia człowieka
Moja prawda jest tu ze mną, posłuchaj przyjacielu
To nie cel jest ważny w życiu, tylko droga do celu
Życie zgniata mnie jak puszkę i rzuca ciemny cień
Czeka przerwa mnie w rozgrywkach #NBA
Zawsze można coś naprawić, zrozumiałem to z wiekiem
Mój fundament jest stabilny, już nie idę jak ślepiec

[Scratche]

[Zwrotka 2: Biak]
Za dzieciaka krąg najbliższych, nikt więcej
Bezwiednie chłoniesz słowa, bez względu na intencje
Nie omylni w twoim przekonaniu, czujesz się bezpiecznie
Bo wiesz, że dla ciebie w twoim domu nikt źle nie chce
To niby jasne nim zacząłem szerzej patrzeć
I sam rozumieć najpierw, przyglądałem się matce
Skąd ta siła w niej, bez względu na sytuacje
Fenomen - przykład, od wtedy na zawsze
Po ojcu mam też kilka cech i przynajmniej
Wiem, że są złe, przez to nie dostanie więcej niż ten wers
Przez to nie potrafię często przebić się przez lęk
I sam niszczę wszystko by nie stracić kiedy pięknie jest
Świat się nie zatrzyma kiedy kilka pęknie serc
Goje rany, w miarę spoko, oby i u ciebie też
Mam co mi dałaś, ale muszę dalej lecieć
Podziękowania wszystkim dzięki którym kim jestem, wiem
[Scratche]

[Zwrotka 3: Młody]
Od dzieciaka mama mi wpajała "Musisz się uczyć"
Myśląc o wygranej, to nie kraj dla głupich ludzi
Nie zaglądam w politykę, gdzie rozsądek się zagubił
Na siebie i na bliskich liczę, razem przenosimy góry
Mam charakter, nie zgnieciesz go w imadle
Dziś podejmuje walkę, żebym nie został na ławce
Swoje życie mam w rękach, nie raz to życie da w mordę
Wciąż rodzice powtarzali, synu, słuchaj, będzie dobrze
Choć bywało nie najlepiej, w domu zapach znałem każdy
Kiedy tlen się ulatniał, wtedy usychały kwiaty
Kiedyś chciałem opuścić ten syf, uciec gdziekolwiek
Przez krew, pot i łzy dziś to ja wznoszę Victorię
Dawno temu zacisnąłem pięści, stoję za gardą
Za plecami moi ludzie depczą białe prześcieradło
Mam czerwoną krew, nie wszystkie zęby w szczęce
Dzięki wszystkim dzięki którym jestem kimś więcej