PiH
Za każdym razem
[Zwrotka 1: Pih]
Jak w Ostatnim sprawiedliwym miasto jest spieprzone, chore (Jerycho)
Gdy rozkładam jego mapę na stole
Czuję się osaczony, zaszczuty jak John Smith
Otoczony przez wkurwionych, ślepych, wściekłych jak [?]
Dalecy od kompromisów, wojna to wojna
Każdy szczyl musi dolać oliwy do ognia
Hardcore jak srebro na murach, wysoka temperatura
Nad polem walki wisi purpurowa łuna
Przygotowani do ofensywy, rozdane prerogatywy
Z każdego sztabu płyną kolejne dyrektywy
To nie symulacja na poligonie
Gdy w oczach skurwysyna nienawiść do mnie płonie
Jak w Sajgonie w powietrzu czuć zapach napalmu
Szósty zmysł włącza system alarmu
Instynkt nie zawodzi, gdy niebezpieczeństwo nadchodzi
Ten, kto mu nie ufa, przedwcześnie schodzi

[Refren: Tymi]
Za każdym razem problem, idę po mieście sam
Za każdym razem afera, o swój interes dbam
Za każdym razem pretensja, [?] nikogo nie buja
Za każdym razem zgrzyt, człowiek zrodził się w bólach
Za każdym razem problem, idę po mieście sam
Za każdym razem afera, o swój interes dbam
Za każdym razem pretensja, [?] nikogo nie buja
Za każdym razem zgrzyt, człowiek zrodził się w bólach
[Zwrotka 2: Pih]
Kolejny dzień przynosi nic innego jak kolejne starcie
Na frontach walka, wrogie natarcia
Po jednej stronie rebelianci po drugiej renegaci
Brak pewności do tego, który pierwszy zaufanie zdradzi
Jesteś wytrzymały – przetrwasz, nieodporni odpadają
Nie feruję wyroku, lecz słowa jak proroctwa się sprawdzają
Negatywne wibracje hartują siłę umysłu
Frajerzy na linii ognia tak jak Clint Eastwood
Być z nimi to nie szanować podczas wojny [?]
Kopać sobie grób – lepiej być zdanym na siebie, ponosić trud
Opis jest kompletny sen to śmierci krewnym
Nikogo nie możesz być pewny, każdy może być trefny
(Słuchaj) Urywany oddech, ciemność w klatce, nieznana osoba
Pierdoli się psychika, aura nie jest zdrowa
Czy wszystkiemu podołam, gdy atak zmasowany
To za mało mieć sens, że wyjdzie się wygranym
Prosto w splot uderza wydarzeń dynamika
Niektórym czarne-białe, białe-czarne, mówienie godne polityka
Za mną przyjaciele, jest trudno
Tracimy siły, wypruwamy żyły, czekając na lepsze jutro

[Refren: Tymi]
Za każdym razem problem, idę po mieście sam
Za każdym razem afera, o swój interes dbam
Za każdym razem pretensja, [?] nikogo nie buja
Za każdym razem zgrzyt, człowiek zrodził się w bólach
Za każdym razem problem, idę po mieście sam
Za każdym razem afera, o swój interes dbam
Za każdym razem pretensja, [?] nikogo nie buja
Za każdym razem zgrzyt, człowiek zrodził się w bólach
[Zwrotka 3: Pih]
Obserwujesz mnie, to naturalne jak natury zew
Próbujesz złapać oddech? Rób, co chcesz
Ja nawinę, a ty tymczasem założ drugą twarz jak Tony Braxton
Na emisji i tak nie będzie fiaska
Kluczem do wygranej jest element zaskoczenia
Na obcym otoczeniu, które jak kameleon się zmienia
Rekognicja obszaru, wrogiego terenu
Nalot nie ominie nigdy żadnego akwenu
Niewielu żołnieży, ale gotowi do desantu
Na ruchome piaski, ziemię pełną zdrajców
Jak pustynna burza, stawka jest duża
Nie uda się – zginiemy zasypani w krytyki gruzach
Nie dbam o to, czy sobie z tym poradzę
Gdybym miał przegrać, zrobię jak kamikaze
Męczy mnie stres jako codzienny posiłek
Gra krótkich piłek; uważać na swój tyłek – duży wysiłek
Poddany presji, która jest ogromna
Poświęciłem się temu, to dla mnie święta wojna
Nie oglądam się na tych, którym nic nie zawdzięczam
Po dużej ulewie będzie na niebie tęcza