Deys
Limbo
[Verse 1]
Stoję przy tej grze jak John Carmack przecież
Olać nierealny turniej, kiedy mam trzęsienie
Ich przeboje przeboleją same zimną szmirą
Moje wyrazy to Heat Miami albo De Niro
Ciągle na lokacji miasta, w głowie algebra
Równania porównań męczą jak epilepsja
Poderwana stylem jak przeszła i przyszła
Wena jak żarówka w ustach - weszła, nie wyszła
Liryka to blizna, nie odchodzi jak spacja
Groźna od dzieciństwa, nie, skaryfikacja
Spacer, a myślę o płytach roku i zwyczaj
Każde planować mi moją, czytaj - ta tektoniczna
Deys to epidemia, chora mela, lepka szepcze
Wrzeszczą "O cholera!" jak na morowe powietrze
Moda, kurwa, nowe nurty zawsze na ciemno
Powołany ciągle Sam mendo L. Jackson

[Hook] x2
Nawet jeśli mówią tylko wielkie słowa
Sprawdzaj moje limbo jak toksyczny towar
I czarno tu od graczy nienawisci, po nich
Masz trailer, na bólu rozjebanych skroni

[Verse 2]
Stoję przy tej muzyce i umyka mi sedno
Jestem w tej samej grze, która rzyga na Eldo
Przez to przeżarty, bierny, poroniony komentator
Tworzy z raperów memy, kurwa #demotywator
Każdy ma zabawę, ale gimby to postrach
Dziś połowa słuchaczy to Tadeusz Drozda
Ci słuchacze to raperzy, nowe twarze obczaj
Odłącz kabel, na tydzień sceny już nie rozpoznasz
Najłatwiejsza z tych, w których łatwo jest w ogóle zacząć
Pierdolony hardkor by przebić żałosny plankton
Wkurwiam się jak Laik na Fejsie, mam kanon przecież
A inwestuje w body i szkło i pędzę w plener
Choć brakowało mi osiedli jak Zawada-Elblag, styl
Jestem tu jak Wiro i Flojd, bo nie zawiodę ich
Spadającą markę odmaluję im prędzej
Dzielnice będą latać jak Beksiński z pędzlem
[Hook] x2