Bonson
Vibe Killer
[Refren: Bonson]
Się spotykamy na dachu najczęściej w weekendy
Najchętniej tam idę na kresce i brandy
Patrzę ci w oczy jak chcę się upewnić
Ty jesteś Bóg czy właściciel rzeźni

[Zwrotka 1: Bonson]
Pochowałem przyjaciół i jak idzie bez nich
I żaden nie przyśnił się nawet przy pierwszym
Masz się uśmiechać, nieważne czy cierpisz
I wmawiać se, że miłość wszystko zwycięży
Ile razy patrzyłem na krew czekając na ostatnią kroplę
Ile razy patrzyłem na śmierć, w jej oczy, jak śmieć, w oknie
Karetka pod blokiem
To po mnie? prawdopodobnie
Ilu z was wie o tym cokolwiek?
Ilu miało podobnie?
Się nie modlę, nie umiem, nie proszę o łaskę (proszę o łaskę)
Siedzę w kącie, znieczulę się, trochę popatrzę (trochę popatrzę)
Wersy napiszą się same, bo może ostatnie
Wersy napiszą się same, ale chodź i popraw mnie
Bo nie mam już sił, nie mam już nic na obronę
Zostawiam po sobie ślad krwi na betonie
I nikt, no kurwa nikt, nic nie powie
"Dobry był chłopak", czy coś tam, cokolwiek
Nie mam już sił i ochoty na melanż
Dość mam już kresek na złotych paterach
Pytam się płacząc: “jak mam się pozbierać?”
Wszystko bez sensu jest i bez znaczenia
[Refren: Bonson & Skip]
Się spotykamy na dachu najczęściej w weekendy
Najchętniej tam idę na kresce i brandy
Patrzę ci w oczy jak chcę się upewnić
Patrzę ci w oczy jak chcę się upewnić
Się spotykamy na dachu najczęściej w weekendy
Najchętniej tam idę na kresce i brandy
Patrzę ci w oczy jak chcę się upewnić
Ty jesteś Bóg czy właściciel rzeźni

[Zwrotka 2: Skip]
Miałem nie palić i miałem nie pić
Najebany znowu łapię jointa
Nie pytaj mnie nigdy o te rzeczy
Które odciągają mnie na tyle, że się gubię w wątkach
Gdy patrzymy w oczy sobie
Bryson Tiller na głośnikach leci w tyle
Klimat tak bardzo intymny
I się pytasz o czym myślę, bo chciałabyś mnie poznać
Mnie śmiało, lecz nie moje myśli
To je wkurwia na maxa
Uwierz mi, że lepiej, że myśli nie ujrzą światła
Wiesz, że jestem typem, który potrafi się śmiać tak
Jakby było super, potem chciałby się pochlastać
I dostałaś list w którym powiedziałem narka
Gdyby nie ziomale i ten strach byłabyś sama
Mam już dosyć ukrywania w zakamarkach
Swoich słabych kart
Chcę je rzucić, chcę następnego rozdania
Upij mnie tak, żebym już nie pamiętał czym jest szczęście
Potnij mnie tak, żeby kolejne blizny już mnie nie ruszały w ogóle
Za to byśmy się uczyli na błędach, bo coraz ich więcej
Życzę nam szczerze by do końca miłość mijała nas szerokim łukiem
I do zo następnym bo kiedy uciekam daleko od ludzi ty zawsze tam jesteś
[Refren: Bonson]
Się spotykamy na dachu najczęściej w weekendy
Najchętniej tam idę na kresce i brandy
Patrzę ci w oczy jak chcę się upewnić
Ty jesteś Bóg czy właściciel rzeźni