Lanek
Klęska urodzaju
[Zwrotka: Białas]
Jestem wszędzie, czyli nigdzie, częsciej hotel niż mieszkanie
Ludzie wszystko by oddali tu za flotę i jebanie
A dla mnie nawet miłość jest podła
Bo w tym biegu synu nie mam kiedy dać się jej poznać
Chuj w to życie fame'owe, ono też ma dwie strony
Najpierw typie wybucham, potem siedzę zgaszony
A moi fani chcą żebym podpisywał się pod swoimi słowami znów, chcą tego jakby mi nie ufali
Możesz ściągnąć se tę płytę bez problemu
Jeśli za jej równowartość kupisz szamę bezdomnemu
Rozwijamy se chłopaku biznes
Kiedy widzę jak te szmaty patrzą na mój sygnet
Mam ochotę rzucić rap
Ale tak żeby kurwa im na głowę spadł
A ludzie myślą, że z Białasa ponoć taki twardziel
Jestem artystą, wszystko przeżywam dwa razy bardziej, rozumiesz to?
Ludzie którzy mnie zawiedli, ich już nie ma
Dawno leżą na cmentarzu zapomnienia
Oni mnie mają za kurwiarza i alkoholika
Choć zamiast melanżować z nimi idę coś napisać
Między nami typy nigdy już nie będzie pięknie
Przez to że zarabiam hajs, nawet w tym momencie
Sukcesami to już dawno się nie chwale
Nimi to najbardziej cieszą się ci którzy mają z tego działe
Dziękuje fanom, że mam ich aż tyle
Chociaż wiem, że mnie osrają kiedy znikną skille
A braci się nie traci
To nie zmiennie więcej dla mnie znaczy niż Versace
Co z tego, że bliscy ze mnie tacy dumni, jeśli na co dzień nie mogą mnie zobaczyć
I co z tego, że wyrwałem się z tej chujni, jeśli jeszcze nie wyrwali się chłopaki
Wiecie kiedy ja się zajmę luźnym rapem?
Kiedy walkę z rakiem wygra mój przyjaciel
Do tego momentu to szczerze mam w chuju, że się do mnie wszyscy ładnie uśmiechacie
Zawsze broniłem swego zdania, szedłem za nie na dno
Bo to jedyne co miałem na własność
Nie będę więcej zerem co przegra
Ja jestem self-made manem jak Skepta!
[Outro: Lanek]
Aha! To dopiero początek
Zmieniamy świat dla was
Robimy to po swojemu
Bądźcie z nami! Polon!