Emes Milligan
Za późno
[Zwrotka 1: Emes]
Może trochę za późno doszedłem do tego, że nie, nie, nie lubię ludzi
Choć to działa jak budzik i musisz tym żyć, żyć, bo coś musi Cię budzić (z rana)
Rośnie tętno, gdy patrze na was, czuję obojętność
Zarazem dochodzę do szału, to przeciwne stany, coś jak Tupac Amaru
Nie jak Tupac Shakur, chociaż czasem mam wrażenie jakbym już nie żył
Bo nie czuję strachu, a jaki ma sens kolejny krok, gdy w nic już nie wierzysz
Potem uczę się chodzić znów, napiszę parę własnych przykazań
Te dziesięć to mało, choć dla nich to magia, jakby je pisał nie Bóg a Cortazar
Miałem za dużo wiary w was, choć nie żałuję nic, to wolę być sam
Już nie chcę liczyć strat
Patrzeć jak wrogiem staje się brat, niknie przez głupotę ten w oczach blask
I gasną talenty, jak niebo nocą, w świetle miast...
Jest już za późno...

[Refren]
Jest już za późno...
Może nie jest za późno?

[Zwrotka 2: TMK aka Piekielny]
Znowu siadam i piszę, coś mówi tu mi, że muszę to robić i przerywać ciszę
Wciąż się zastanawiam dlaczego nie wyszedł mi kolejny plan i nad przepaścią wiszę
Nie chcę już słuchać ich, nie chcę już ufać im
Nawet nie chcę mi się już odrobiny ludzkości, kurwa, szukać w nich
Widzę i biegnę i po co to wszystko jak mety nie widać
Co, prędzej, prędzej choćbym był Heisenbergiem to mety nie widać
Idą za mną, chcą mnie dogonić chyba
Idą za prawdą, ale nikt im nie mówił, że czasem przegrywam
I nie wiem już co mam nawinąć
Może przejdźmy się razem ulicami San Marino?
Łykając tlen czysty jak łza, z miłością jak ta, tylko Ty i ja
I chciałbym to wiedzieć na pewno, że jesteśmy pewni emocji, mów to
Ale tylko szczerze i nie wierz im w to, że jest dla nas za późno
[Zwrotka 3: Zen]
Nie zwykłem prosić o pomoc, wolałem zapierdalać z nocy na noc
Ojciec wpajał co znaczy honor, by żaden pajac nie zabrał go
Chyba wziąłem to za dosłownie, z ludzkich głów tworząc pochodnie
Duma pomagała kroczyć samotnie
Wystarczała, dziś działa odwrotnie
Dziś, kiedy mam trochę więcej lat, skillsów, wiary w bliskich
Rozkładam ręce, bo w międzyczasie pozbyłem się wszystkich
Zostały pętle i wielu nade mną, studio, gdzie mi wszystko jedno
Późno, wracam na kwadrat i widzę, że pustka pokoju to piętno
Sukces, na bruku kona, w mroku ucieka jak piasek przez palce
Co niby znaczy, gdy nie ma komu śpiewać "sto lat" w byle okazje

[Refren]

[Zwrotka 4: Arik]
Moje ego nie równa się z niczym i z nikim kto stanie gdzieś obok
Spoko, że leczą mnie z tego rozmową, pokładają wiarę w to słowo
Biorą mnie na bok i wskazują drogę mi dłonią
Za długo czekałem by teraz się nie móc odnaleźć idąc nie udeptaną drogą, mój Nazaret
Nawet nie chcę myśleć o tym ile razy liczyłem do celu kroki
Mam oczywiste te plany i teraz już za późno zboczyć
I co dał mi ten rok to głód zwycięstwa, wiary, że mam jeszcze czas w tym
Bez presji, rzucania pod nogi kłód, ten szlak sami pokonamy bez nadmiernej walki
To za proste, całe życie na froncie
Cokolwiek mam mówić wydaje się za dobre
Cokolwiek usłyszę - żałosne
Za późno dojrzeć, późno dotrzeć do mnie, głos pali limity jak progres
I przyjdzie czas, że będę musiał brać oddech, ale nie wiem czy zdążę...
[Refren]