​​​​ksiaze
aversion
[Intro]
Sen? - Awersja
Tlen? - Awersja
Pozwól mi odejść, bym mógł udusić ten bezwład
Kres? - Awersja
Lęk? - Awersja
Kulę się ze strachu, że tu nie ma dla mnie miejsca

[Zwrotka]
Drżysz... bo brak w tobie autonomii
Licz... na to, że następny raz już nie zaboli
Regulacja napięcia spiętrza się w cięciach na rękach
Chociaż przyczyn nie pamiętasz
Myśl... czy nie utraciłeś już kontroli
Wyj... jeśli niż spać, żyć wiecznie wolisz
Z wynaturzenia napływa ocean
Czarny - jak sama jego idea
Tych śmieci żal zbierać (żal)
Uśmiercić marzenia (tak)
A brak ich istnienia (brak)
Pozbawia nas tchnienia (jak?)
Wyrzutów już nie mam, wyrzucałem nie raz
I może czasami to robię do teraz
A teraz? Chodzę, szukam ich, zbieram
By brak empatii mnie nie mógł zajebać
Nie pytam o rady, bo nie ma kogo
Nie chcę rozmawiać, żyję pod osłoną
Wzrok śledzi wskazówki, niech chwile mi trwonią
Płachtą awersji przykrywam świadomość
Zakrywam twarz, nie chcę by mnie widzieli
Poznali, mówili do mnie, że zapamiętali
To nawet nie gniew, przerywam pytania w połowie
Nie znając treści odpowiadam: "NIE"
Czuję niechęć do ludzi, brzydzą mnie, zaczyna boleć
Że każdego z nich nie mogę trzymać na kilometr
Jestem toksyczny, nie wytrzymasz, wiąż sobie liny
Chcę odbierać krzyk ciszy dusząc nim endorfiny
Wziąłem chwilę na oddech...
Już wytrzymać nie mogłem...
A w tym wszystkim najgorsze...
Że nie oni ze mną, a ja z nimi... mam problem