Pezet
ORANGINA
[intro - Pezet]
W polsce gdzie jest źle, że w zimie zima, źle, że w lecie upał...

[zwrotka 1]
Noce znowu ciepłe, śpię pod prześcieradłem
Pod całunem, idąc jezusa przykładem
I tak jak on se w nocy wstaję
Bo się nie da w tym upale
Uchylone okno, ale
Rano znowu niewyspany

Jakim bocian wiosny, takim lata znakiem
Zamiast "co tam słychać?" mówią "ale gorunc, bracie"
I zewsząd nagłe utęsknienie za tym zimnym marcem
Najlepiej, jakby deszcz spadł i też doprawiło gradem

Komary kąsają, tak jak nieznośne wspomnienia
Wczoraj to senеgal, teraz słowacja i szwecja
Psikam się tym brosem albo offеm, trochę od niechcenia
O komarze zresztą to powstała już piosenka

Komary ostatnio także sobie w dzień ucinam
Niech giną skurczybyki, im nie powiem "do widzenia"
Minus, że pod wieczór zbombion tak jak drezno bywam
Tak się kończy dla mnie taka luźna, letnia fiesta
Nie chcę wyjść na jakiegoś bio-eko-wege-świra
Lecz takiego ukropu to ja szczerze nie pamiętam
Nie wiem, czy to wina globalnego ocieplenia
Na pewno nie pomaga, że się plastik pali w piecach

[refren]
Followuję zachód słońca sącząc oranginę
Temperatura jest już wtedy dla mnie raczej znośna
Łapię sobie w pamięć tę ulotną, piękną chwilę
No bo nie wiem, czego się spodziewać od jutra | x2

[zwrotka 2]
Noce znowu ciepłe, siedzę na tarasie
Pięknie świecą gwiazdy, jak bella di notte ("zibi top!")
Coraz mniej ich widzę przez głupie świetlne smogi
Ciekawie byłoby oglądać w pełnej krasie

Ktoś wymyślił foliówkę, by na ziemi chronić drzewa
Dziś więcej od nich syfu, aniżeli oczyszczenia
Więc lecą teraz równo – i wycinka, i fabryka
Mając wszystko w dupie, lokując wysiłek w zyskach

Będziesz rodzinę zabierał oglądać ocean plastiku, wiesz? (wiem)
Planeta sobie umiera
[Taco Hemingway]
A ludzkość nie zmieni nawyków, wiesz? (wiem...)
Tymczasem

[refren]
Followuję zachód słońca sącząc oranginę
Temperatura jest już wtedy dla mnie raczej znośna
Łapię sobie w pamięć tę ulotną, piękną chwilę
No bo nie wiem, czego się spodziewać od jutra | x2