Pezet
Tak łatwo było
[Refren]
Ziomek patrz, każdy z nas chciał mieć fajną furę, fajny dom
Ale ten pieprzony syf nam wlazł pod skórę, zabrał coś
Zabrał stąd też kilku, a jak nie chcesz być następny
To słuchaj tego, idź do przodu i zaciśnij zęby

[Małolat]
Tu w gówno wdepnąć to było kurwa jak splunąć
Ilekroć szło o dupy, dragi, hajs czy szacunek
Tu mogłeś spotkać na każdym kroku ćpuna
Z aluminium w ręku, bądź z banknotem w rulon
Jak można było nie ulec, kiedy kusiła ulica
Niejeden na dno runął i skończył gdzieś na odwyku
W kółko tylko wóda i hajs z narkotyków
Na osiedlu czy w klubach przesiąkałeś tym do szpiku
Wokół tego syfu obracał się tylko hajs
Niektórzy mieli przychód i przy tym lubili ćpać
Niejeden miał przypał, a dwóch dziś gryzie piach
I bez kitu ile kurwa przez to było strat
Mogłeś grać, ale gdzieś po drodze się wykoleić
Chlać do białego rana, przy tym tracąc nadzieję
Dziś wiem, że byłem blisko, mogłem wciągać, palić herę
Było ślisko, trafiałeś na odwyk, albo pod celę
Kilku lubiło melanż, ale tylko na grubo
Dzwonili do dilera, choć byli piąty dzień w cugu
Dziś wciąż lubią melanż i wciąż tylko na grubo
Widzę ich nawąchanych, jak kurwa wchodzą do klubów
Dziś widzę gnoi i na tym osiedlu chcą być tacy jak my
Parę lat temu z towarem i bez pracy jak my
Choć mamy to za sobą, to wraca, puka do drzwi
Omijaj to jak możesz, bo zatracisz się w tym
[Refren]

[Pezet]
Tak łatwo było skończyć źle i zostać nikim
A było blisko, wokół tylko wódka, jointy, seks i narkotyki
Ziomki z podwórka, imprezki, kreski, człowiek za burtą
A gdzie są kurwa ratownicy? Ratujcie kumpla, bo
Przegra, przechla się, a lubi wypić, albo
Biedak się przećpa i zdechnie w nocy na ulicy
Był taki jeden tam gdzie mieszkam i przestał istnieć
Przez to, że przećpał się tym, co sam sprzedawał w okolicy
Nie pytaj czy to prawda, że sprzedawał na policji, bo
Powiem ci, że nie widziałem nic jak Zatoichi
Nie pytaj czy to prawda, bo nikt ci tutaj nic nie powie
A wszelkie podobieństwa są przypadkowe
Na Ursynowie poznałem dobrze rap, lecz lepiej melanż
I patologie, i gdzieś bez celu szedłem nieraz
I wiem teraz, mogłeś mieć dobry start albo złą drogę
I wtedy wybierać rolę ćpuna, albo dilera
Wielu z nich powie, że przesadzam, wyolbrzymiam coś tam
Ale codziennie walą koks, a w międzyczasie dropsa
Tak naprawdę żrą ich po jedenaście w jedną noc
Ja bez kitu, już bez kitu nie znają już słowa stop, ziom
Patrz tyle lat, nic się nie zmienia
Browary w dłoniach, jointy w zębach, miłość w burdelach
I powiedzą ci, że to normalne, i żebym przestał ściemniać
Ale wszystko jest normalnie, jak nie masz punktu odniesienia
[Refren]