Gedz
Dwa kafle
W końcu hajs wpadnie
Ale ja się nigdy nie zmienię
I wtedy kurwa pokaże karmie środkowy palec
Jadąc bentleyem
/4x

Na lewym ramieniu diabeł
Na prawym anioł
Podpowiadają
I szepczą do ucha prawie to samo
Że czyni cuda coś
Mam wierzyć w forsę czy płacić na tacę wciąż?
Bo za kasę to niektóre mogą gacie zdjąć
Marzy im się facet jak Russel Crowe
Czuje się jak ściana w kiblu
Wtedy, kiedy mam na sobie 2 kafle
A ty nie rezygnuj z lepszego życia
Bo można próbować nie zostać waflem
Mogłabyś się rzucić za mną w ogień
Albo palić dla mnie przestać
Mnie to nie rusza
Jak na premierze The Life of Pablo modeli Kanye Westa
Łezka w oku, nie chce się wywyższać
Zostaje gdzieś tam z boku
Ona dotrzymuje kroku mi
A reszta to tylko populizm
Tyle pokus z tym
Jak dla katolika okultyzm
Jak dostaje pytanie czy idę do góry
U celu będę szybciej nawet o kuli
Wizjonerzy nie patrzą za plecy
Milion przeżyć nie możesz zaprzeczyć
Od wad wolę zalety
Chce wędkę, nie rybę, choć hak może skaleczyć
Od lat biorę na plecy
To co przynosi mi los
Ale jakie są proporcje szarych komórek
Na te moje 90 kilo
W końcu hajs wpadnie
Ale ja się nigdy nie zmienię
I wtedy kurwa pokaże karmie środkowy palec
Jadąc bentleyem
/4x

Pamiętam swoją pierwszą pracę
Za niecałe dwa kafle
Czułem kurwa, że czas tracę
I znalazłem sie tam przypadkiem
Zapisałem w niej pół pierwszej płyty
Której nie zeszły nawet dwa kafle
To wystarczyło mojej eks
By przestać wierzyć w moją zajawkę
Ale że od zawsze
Każdą porażkę obracam w sukces
Albo co najmniej w motywacje
Postanowiłem że za miecha muszę mieć więcej
Niż drugi człon ksywy Andre
Mówią mi idź na całość #Chajzer
Celuj w odpowiednią bramkę
Przez to dzisiaj z mojej ręki ginie kolejny król
Czuje się jak Makbet
Pogoń za hajsem to stały temat rozmów na ławce u nas
Ciągle gadamy o pln-ach nawet gdy palimy skuna
Chcesz na ostatnie piętro
Najpierw wypada zaliczyć parter
Wiem, schody męczą
Ale przejście nimi musi być płynne #gradient
Jak czołówka lata z radiem
Ja się nigdy nie zmienię
I będę wytykał palcem
Tych, którzy nie robią rapu zgodnie z sumieniem
Choć dwójka i dwa zera to mój ulubiony trójkąt
Nie płacze za hajsem
Chuj w to czy netto czy brutto
W końcu hajs wpadnie
Ale ja się nigdy nie zmienię
I wtedy kurwa pokaże karmie środkowy palec
Jadąc bentleyem
/4x

Złoty Rolex, czarny Bentley
Ja jestem w porę i ściągam pętle
Z Twojej głowy bo czas jest skory do tego
Żeby nagle wcisnąć escape
Clarkiem Kentem jestem, ja ściągam oksy i to jest cool
I rozdzieram koszulę, nagle god damn, lecz nie swoją – Twojej niuni
Dobra, koniec bajek
Wracam na ziemię, odpalam goldie Lanos
26 letni grajek i nie widzę, żeby to coś mi dało
Spadam, hajs wpadnie w końcu
Jak nieostrożne ziomki, odbij
Póki co jednak leżę na glebie a życie z rozpędu nakurwia lowkick
Z nosa poszła farba, poszła z nagła, japa zbladła mi
A idź pan do diabła
Gorzej już nie będzie jak karma daje w ryj
Jestem młodym kotem z naiwnym marzeniem o kasie i trasie
No może jednak nie tak młodym
Ale żyć nie potrafię inaczej już
I tracę luz bo opadł kurz na moje wersy dawno
Powiem Ci jak się spotkamy ile mam lat
Że nie nawijam, że pieprzyć banknot
Znam naszą wartość
Nie zapłacisz za ten styl kartą
Pokazuje teraz fuck off łajzom
Bo właśnie tak chce się odwdzięczyć wam, o
Tak jest