Zkibwoy
Ciemność, Płyty i Ja
[Refren]
Ciemność, płyty i ja przed maską księżyca
Ciemność, płyty i ja walczymy na słowa
Ciemność, płyty i ja przed maską księżyca
Ciemność, płyty i ja walczymy na słowa

[Zwrotka 1]
Szpan, wielkie mi to szczęście, jebać to
Skurwysynu pięści zaciśnięte, nie daj się, bo
Możesz mieć tu spo-ro-k, kto jak nie ty
Idź swoją drogą i realizuj sny
Uczciwość zostawia znamię
I zaklina rzeczywistość spluwając przez ramię
Zamiast zadbać o źrenice czyste, zdrowy sen
Byś mógł myśleć: "Jutro wstaniesz Zkibwoy, idź"
Zanieś im swoje przekazanie
Miej do siebie zaufanie
Bliskim wszystko dajesz albo
Wszystko prawie, zawsze da się lepiej
No i pewnie można coś naprawić
Nie mogę Ci powiedzieć czego chcesz, ale
Nie możesz mi powiedzieć czego chcę, szukam dalej
Te parędziesiąt lat, które tutaj mamy
Endorfiny, przetrwanie w tej jebanej symulacji

[Refren]
Ciemność, płyty i ja przed maską księżyca
Ciemność, płyty i ja walczymy na słowa
Ciemność, płyty i ja przed maską księżyca
Ciemność, płyty i ja walczymy na słowa
[Zwrotka 2]
Napisz jakieś bohomazy na tej kartce
Możesz wszystkim potem wjebać, że to artyzm meniu
To państwo nie jest gotowe na Banksy'ego
Zrób klamę z palców i znak wolnomularski
Narcyzm, nowa religia jest w branży
Błędy wsadzą Ci pod język Bralczyk
I walczysz o tę etykietkę graczy, Launch in
Kto jest królem melanży, no kto?
Nie ma w tym siary, żenady ani farsy, bo jak
Zajebiesz dragi wyglądasz jak Marsjanin
Zrób przewózkę na bogactwa, hajsy
Niech wiedzą kto tu ma bogactwa i hajsy
Gigabajty, kłamstwa, rób transfer
Po drugiej stronie lustra bóstwo, mów pacierz
Wiem, że masz patent i chuj kładziesz
I nie mogę Ci powiedzieć czego chcesz, szukaj dalej
Dzieciaki wciąż przerażone jutrem
Marzy im się naturalność niepodkręcana sztucznie
Na codzień odkładają, co inflacja wdupi
Dobry Boże, przestaną mówić nie najgorzej, chuj z tym
Ściskają szczęki jak mówisz o emeryturze
Matka pół wieku pracy psu w dupę i wegetuje
Starym kumplom doszła bez mała dekada
Ci co jeszcze nie żrą pleby, pierwszy zawał zaraz
Te prospekty street vola rzuca może ze dwóch
A na LP Zkibwoya czeka może ze stu
Gadam z nimi, niezbyt głębokie rozkminy
Z tej samej gliny, ale dziś każdy mocno inny
Reminiscences jak jeździliśmy na Berliny
Jedni po winyle i ziny
Inni do Douglasów wynieść flakon na gaciach
Żaden patos, chłopak musiał jeść, żyć, jakoś zarabiać