Intruz
Błękit
[Zwrotka]
Ulica, dom, czy kemping, ważne, że nad głową błękit
Bazar, włam czy empik, najpiękniejszy błękit
Czy dar duży, czy niewielki, zawsze chciałem dotknąć błękit
Czar, magia, usterki, daj ten pierdolony błękit
W twoich oczach piękny ten niepowtarzalny błękit
Gdy je zamykasz, mam lęki, proszę oddaj mi swój błękit
But dziurawy, czy lakierki, musi to być błękit
Przez morze bez kamizelki, dziś za nim nadążę
Zabiję za błękit, taki sam w spojrzeniu noszę
Dla nich wart tyle, co grosze, dla mnie skarb, jasny błękit
Wyraźny, gdy podchodzę i dotykam twojej ręki
Pchli Targ, czy sklepik, ty to ja i ten twój błękit
Wyżej od skał i gór, tak samo jestem twój
Jakże błękitny masz strój, stój, niech popatrzę
Wiem czasami jestem chuj, wstrętny jak pismo na kartce
Błękit jest odmienny, długopis go nie podrobi
Jestem pewny, że nie ma jego idealnej kopii
Próbowałem sięgnąć z drzewa, nie ruszyłbym go w życiu
Musiałem paść pod nogi, błękit w kałuży odbiciu
Nad nami ten sam błękit, nie mam dla ciebie lornetki
Chodź popatrzymy na niego przez denko od butelki
Mógłbym nazywać cię błękit, samo z ust mi się wyrywa
Ukradnę go dla ciebie prosto ze skrzydeł motyla
Bez rozkładania sideł, już gorsze rzeczy robiłem
Ryba pływa pod nim, wiem, że chciałabyś jak ona
Jakimś cudem go złowiłem, błękit jak ty, wyjątkowa
Raz o cud prosiłem, ale naturę, nie Boga
Tęsknię za błękitem, niech noc mi go odda
Codziennie wstaję przed świtem i podziwiam go z okna
Też tęsknisz za Intruzikiem, wiem, że czekasz na mój powrót
Ty bądź przewodnikiem, a nie policyjny kogut
Arszenik to w kibel, mamy błękitny parasol
Pamiętaj, przez życie idę z tobą taką samą trasą
Nie oddam go nigdy, fascynuje mnie błękitny
Hipnotyzuje wybitny, za nim na boso przez igły
Horyzont błękitny, muszę wybudować fort
Fundament solidny, a gnidy lecą pod młot
Błękit, pewna bądź, jego obecność potrzebna
Przysięga na wieczność, nie pozwolę byś uciekła
Pod błękitnym parasolem o tańcu z tobą marzę
Chciałbym z tobą w parze pić drinki na Zanzibarze
Na samym końcu świata z rapem na odległym klifie
Razem z tobą skręcić bata, zjarać pod błękitem
Jestem ulicznikiem, widziałem ile trzeba
Jako pierwsza uchyliłaś dla mnie rąbek nieba
Masz uśmiech dziewczynki i te błękitne stringi
Kocham cię za minki, za fikołki i wybryki
Zrywać boki mogę z tobą, błękit twoja cera
Myślę o tobie częściej niż o chmurce Messengera
Ty i mały Smerf, to mój prywatny Pacyfik
Żaden ze mnie Johnny Depp, kocha cię ulicznik
Twoje serce to mój grzech, bez ciebie się nie wynurzę
Ty bądź ze mną jak najdłużej, ty to błękit bez zachmurzeń
Nie chcę być intruzem, bez ciebie się nie da
Kocham cię za błękit, bez ciebie go kurwa nie ma