Zero (POL)
Jak chcesz
[Intro]
Ej, nazwij to jak chcesz
Nazwij se to jak chesz, aha

[Zwrotka 1]
To dla chłopaków którzy walą nawet z paragonu
Bo maja w chuju czary-mary waszych zabobonów
To dla chłopaków którzy walą z dychy bo jest bida
Ale podzielą miedzy sobą ostatniego hita
To jest dla ciebie jeśli czaisz stawki trefnych losów
Czy wciągasz pierdolone złoto czy torby na dowóz
To dla chłopaków którzy zamieszkali na orbitach
I tańczą na świecznikach chyba ze ich wita przypał
Znałem Hermesa, kiedyś kontaktował nas z Bogami
Ty Boga w sercu nie masz jesteś na to za bogaty
Te dusze od Gogola nie brzydzą się szmaty, czaisz?
Kurz się nie lepi do niej, ale i tak wysprzątamy
Się żyje w wyrwach czasu
Się żyje w liczbach z rapu
Się żyje w klatkach złotych hodowli rasy panów
Jak trzyma w paszczy nałóg
To jesteś pan czy lamus?
Niejedną twarz ma zakaz i życie wеdług planu
Na świat przychodzi się boso
Można by zapytać po co
Na świat przychodzi się nago
Można by jebać to tango
Można by jebać wszystko
Jebać milion
Biеgać z dziwką
Melanż, kino, ziomów z klatki zgonić na psy, takie stilo
Coś tak skitra, nikt nie patrzy
Się zawija ksywa "Tytoń"
Gdzieś tam bokiem wali fanty
Wróci jak mu zejdzie limo
Ej dobra ja mam to za sobą, ale
Te światy benzyną polane ładnie
Się palą na chwilę weź na chwilę oko zawieś
I nie pierdol że nas nie zdobi upadek
Gadałem sobie o flow, gadałem
Teraz offroadowo latamy raczej
To jeszcze o życiu, czy może o rapie
Bo mieszam się potem, za chuj nie połapie
Wybacz nie robię szesnastek mordo
Ty to chyba nawet nielegalne
Cut-up klei duszy bajer pod to
I tak zawsze wolałem te starsze
Pod refreny tupię nuzią poldon
Co tu gadać, generalnie gracze
W sieci same ryby, same bozon
Coś jak balet na plaży w Juracie
Ekshibicja to już chleb powszedni
Psy nie ludzie, suki, czy kobiety?
Mijamy trzydziesty drugi wersik
Tylko tonący się chwyci deski
Taki punch'yk chuj że mało śmieszny
Coś tu się zakodowało wierz mi
Co by się nie działo ptaszek na uwięzi
Zjednoczone stany pierdolonej nędzy