LSO
Łamanie kości
Nie ma co pierdolić, nie ma się co żalić
Lufę trzeba nabić, lufę trzeba rozpalić
No i już tu jestem to świat z dobrym gestem
Z dala od przestępstw blisko chwilowego celu
Chwilowego, bo za chwilę dalej przyjacielu
Zobaczę coś co ja będę chciał mieć
Wiesz ocb, gdy wyciągam swą rękę
Dotykam ciebie mała jak twa jaźń tą piosnkę
Twoja jaźń, moje wiersze
Rok za rokiem co raz garnitury szersze
Prawdy nie szepczę, pamiętaj dziewczę
Choć wskocz na mnie zrobimy to co najlepsze
Ty wiesz co i jak poprawia chwili smak
A pieniądz robi coś co będzie ci jak brak
Nie temat prochu tylko temat prędkości
Jestem dzisiaj dziki idę na łamanie kości
Co się dzieje chłopak, żе tak sprawę jebiesz
Liżesz komuś dupę, a wyjеbane ma na ciebie
Co? Nie, źle myślę, wiesz nie jestem w tym przemyśle
Lecz to nie jest tak wyśnię se coś, a później tak myślę
Nie omijam ciśnień widząc taki bajzel
No to dawaj rzuć kamerę, jeszcze całym swoim hajsem
Na raz, dwa, trzy wątpliwości znikły
Pamiętasz jeszcze ziomku ten kawałek wiersza zwykły
A pamiętasz bez czego nie rodzą się konflikty
Jak nie, bez przyczyn, dziś nie wyjdę stąd z niczym
Nie opuszczę miejsc za nim nie zostawię zniczy
Nie interesuje mnie to komu się to nie liczy
Mam swoją wiarę, wierzę w swoją parę
Chciałbym minąć z żalem się więc myślę stale
Zrobię tak jak se bucha tego nie zapalę
Teraz robię tak jak chcę, czy nie dlatego właśnie palę
Od kąta do kąta zapierdalasz niewiasto
Wiem, że wolałabyś migać od kąta do kąta
Męża, nie męża chuj w to trzeba się sprężać
Ponoć trzeba robić tak aby było nam nie żal
Nie żal mi szmato kiedy w ciebie uderzam
Bo nie łapiesz tego co się da, a czego nie da
Bez paradoksów i popalonych mostów
Chuj w to, starczy, weź już ten temat odsuń
Podsuń, dobre myśli napisz, przyjdą jeśli
Przyjdą dobre, złe, CMAZ tego nie spieprzy
Rozglądam się na chwilę co się dzieje w tym mieście
Oj dzieją się tu rzeczy poważne i śmieszne
Wyścig koksów, wyścig hajsów
Dziesiony małolatów, dochodzeniowo-śledcze versus
Okopane głowy, po marketach łowy
Nie wychodzisz z stresu, zfantowany do połowy
Tabletki, prochy, spragnione tego nochy
Konflikty, problemy nie ze swojej brochy
Kozaki, gangsterzy kurwa niby nowej ery
Co urosłeś momentalnie? Co poszedłeś na 24?
Ostródzkie składy oby dały sobie rady
Dobrze wiem, że ktoś chce z mej liryki wyjąć wady
Lecz nie dało by rady gdybym w tekstach nie miał prawdy
Nie dałoby rady gdyby nie było prawdy
Widzisz, szydzisz i tutaj mam cię suko
Mnie chciałeś wyjebać, sam zrobiłeś się w bambuko
Grzeszysz, się spieszysz, teraz przed krzyżem się pokłoń
Ja kłaniam mu się za to, mogę spojrzeć za swe okno
Popatrzeć w jego stronę i powiedzieć, że nie tonę
Powiedzieć, że płonę, bo potencjał aż wykręca
Ręce, a one bity, wiersze do serca
Wiersze do serca, wiersze do serca
Twojego przyjacielu nie od chmielu, a od życia
Poważnego w imię czego, w imię nas
W imię zasad co nie spierdoliły w las
Więc ziele smaż, na bank nie ostatni raz
Rozpierdalam, rozpierdalam banią mury
Banią, a nie pięścią, jestem bucha częścią
Często widzę ludzi którzy biorą go na miękko
A za lekkomyślność ciebie zwieźć może przyszłość
Nie sądzisz, sam przekonasz się jak zbłądzisz
HNR, LJN na tych ścianach jest wyryte
Wyryte inicjały, wyryte są dni te
Nie na tych ścianach ambicje są syte
Nie na tych ścianach napisane jest "dolce vita"