Tau
Ul. Zapomnienia
[Zwrotka 1]
Oh, śmigam przez osiedle ogarnąć jarunek
Skończyła się baka, a ja muszę śmierdzieć skunem
Przecież świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia
Jak się nie najaram, to na bank się dziś nie pouśmiecham
Widzę sklep, kupuję se bletki
Dzwoni ziomek, dopytuje - "Ile wsypać do dilerki?"
Mówię pięć, wystarczy na dobę
Dokupuje wodę, bo mnie wysuszyło ostro w mordzie
Jest słonecznie, kwiecień, kozak wiosna
Można by wychylić jakiś browar, można
Jedna pucha i parkuje na ławeczce
Szybka szluga, odrywam zawleczkę - delektuje się piwerkiem
Wjechało jak złoto - to wstaję
Lekki helikopter, zawsze miewam tak nad ranem
Idę dalej, rap mam w słuchawkach
I już nie chcę mi się myśleć o żadnych poważnych sprawach
I jest faza

[Refren]
Jarać mi się chcę, tak jarać mi się chcę
Muszę mieć, pełne płuca jej
Bez tego nie ma mnie, tracę sens
Nie chcę mi się myśleć o poważnych sprawach
Walić to, walić to, wolę se zajarać
Dobra faza to jest to, to jest to
[Zwrotka 2]
Mam znowu połączenie, tarabani wściekle
Oklepuje kielnie, nie wiem gdzie skitrałem moją cegłę
Zastrzeżony numer wjeżdża mi na psychę
I mam schizę, jestem na podsłuchu, odbieram przyciskiem
Nie podbijaj mordo, mamy grubą lipę
Pały wjechały na kwadrat, przeszukują mi chawirę już godzinę
Trzymaj się tam ryju, u mnie wsparcie znajdziesz
Czerwoną słuchawkę wciskam i w sekundzie zbladłem
Gruba lipa, łamię swoją kartę i kupuję nowy starter
Z fartem miałem jakieś dziangi
Głucha linia, nikt już nie odbiera
A więc wybieram ostatni numer - słyszę głos sekretarki

[Break]
Kurde.. Odbierz to mordo.. Kuu... Ja nie mogę..

[Zwrotka 3]
Oh, chyba dzisiaj nie zajaram, cholera
Bez palenia nie mam weny, więc zapomnij też o tekstach
Chwilę zamuliłem i wracam na kwadrat
To przynajmniej się opije, musi wjechać jakaś nowa faza
Kupuje sikacze, zawijam na chatę
Mam już lęki, ale dźwięki nadal lecą przez słuchawkę
Biegnę przez osiedle i wbijam do klatki
A przed drzwiami z bólem orientuje, że zgubiłem klucze
Pięknie...
[Refren]
Nie zajaram se, już nie zajaram se, co za pech
Zatem nachlam się, tak bardzo nachlam się, czuję zew
Nie chcę mi się myśleć o poważnych sprawach
Walić to, walić to
Nikt nie zmusi mnie by wrócić do tych myśli
I zamulić ziom

[Zwrotka 4]
A miało być tak pięknie
Cały plan szlag trafił, to pokręcę się po mieście
A tam pewnie i coś skręcę
Będę musiał "na Janusza", dobrze, że chociaż mam bletkę
W pierwszym klubie remont i zamknięte
W drugim nie wpuszczają w dresie, w trzecim pusto jak na wersie
Na deptaku nie ma już żywego ducha
To posłucham chociaż rapu, w ręce dzierżę se butelkę
Wtem potykam się o cegłę
Browar płynie już ze ściekiem, no nie zdzierżę - krzyczę wściekle
Dobra nie pękam, wrzucam na odsłuchy Pęka
I zasuwam z buta, w odtwarzaczu pada mi bateria
Dobra, basta, zatrzymuje się pośrodku miasta
I przenoszę wzrok na niebo, przelatuje po nim gwiazda
To mi przypomniało wczorajszą rozkminę
Stoję tam jak wryty i nie mogę przestać o tym myśleć
Żartujesz se ze mnie? To twoja sprawka? No powiedz coś!