Pork Pores Porkinson
Chaos i Ład
[Zwrotka 1]
Bo to te siedemset trzydzieści trzy dni bez fajek, wierz mi, Ty
Dziś wstaje siódma piętnaście, równo jak cyfry z zegarem
Mama szykuje się do pracy, młoda dziś akurat fajnie śpi
Dla mnie to hit, może ma fajne sny, jak dawniej my
Wkrótce wpadnie w wir młodości, swoisty biocykl
Dziś ma pięćset trzydzieści dziewięć dni i nocy
Jest dziesiąty, drugi, szesnastego, na zewnątrz osiem stopni
Mama to tysiąc czarnych loków, ojciec trochę lotnik
Obudzoną już córcię, ubieram w buty i kurtkę, zabieram klucze
A czubkiem buta otwieram furtkę, jak hurtem, zamykam jedne
By otworzyć drugie drzwi w aucie, wsadzam młodą w fotelik z tyłu, mam gdzieś emancypację
Gdzie Panią zawieźć? Myślę. Siadam za trójramienną kierą
Naciskam gaz, cisnę, napęd daje znać felom
Fele oponom; Michelin dwa dwa pięć na osiemnaście cala
Cztery opony po dwa cztery bara

[Refren]
Życie tanią dziwką jest, która liczy tylko że dziś się potkniesz
Ostrzec cię (Muszę) częściej niż piękne wredne jest, bywa podłe
Ocknij się (Musisz) oczy wkoło głowy mieć, bo cię połknie
Połknie cię, tak byś stracił z oczu to co istotne

[Zwrotka 2]
Już trzy tysiące siedemdziesiąt dni bez ganji man
Moje Jumanji, było Grand Prix, Grand Ganja Klan, Tour de Blunt, 10 lat- pisało mi się łatwiej teksty
Lecz bez inwektyw, one love- legalization
Dziś łatwiej bez nich, myślę wracając do pustej chaty
Młodą w żłobku mam, jak rap na wosku, wracam pośród trzystu aut
Jak w Cincinnati korek man
Każdy tu składa domek z kart a mi ciężko gra hit "New Yorku State of Mind" - Nas z Illmatic
Ej ten rap stygmaty zostawił nam dawno temu
Wychowani na tym, widzimy więcej; Galileusz
Za długo gram w tę grę już, karty w swej talii przełóż
Rutyna; Faryzeusz. Pierdolić jubileusz
Już trzy tysiące siedemdziesiąt dni poważnych zmian
Cztery tysiące osiemdziesiąt trzy tej jazdy smak
Decyzje każdy sam podejmie; spektrum szersze
Zwykle te najtrudniejsze, bywają najcenniejsze

[Refren]
Życie tanią dziwką jest, która liczy tylko że dziś się potkniesz
Ostrzec cię (Muszę) częściej niż piękne wredne jest, bywa podłe
Ocknij się (Musisz) oczy wkoło głowy mieć, bo cię połknie
Połknie cię, tak byś stracił z oczu to co istotne

[Zwrotka 3]
Tysiąc koncertów już za mną, dawno, rymy?
Ziarno, kiełkują w was; marność
Złote płyty wiszą mi na ścianach; spektakularność
Nie do końca dowód, że w pętlach tu mam coś
Znikła namiętność, zwykła rzecz piętno, znikło gdzieś piękno
Dziś malkontentom postawię tu pięć bomb, lepiej to sprawdź
Tu konsekwencją nie kompetencją zdobędziesz cel ziom; splendor; never give up
Wiele byś dał, by być szczęśliwy, w części człowiek złożony z pętli
Miele dziś sam tracki i robię co chcę
Wolność, co więcej warta niż sława i złoto
Wiara to kokon, nie jest karma idiotą
Kiedyś w łachmanach błoto, dziś drapacze chmur w Tokio, w Kioto
GoPro, zobacz, mało Ci szans?
Wciąż płynę pod prąd, doceniam to co mam, loco, doceń, nie bądź idiotą, łączę chaos i ład

[Refren]
Życie tanią dziwką jest, która liczy tylko że dziś się potkniesz
Ostrzec cię (Muszę) częściej niż piękne wredne jest, bywa podłe
Ocknij się (Musisz) oczy wkoło głowy mieć, bo cię połknie
Połknie cię, tak byś stracił z oczu to co istotne