PeeRZet
Adrenalina
[Refren]
Potrzebuję tej adrenaliny, nudne życie nie jest dla mnie
Na wysokości liny spacer, choćbym skończył na dnie
Ich plany są dla mnie jak kpiny, choć się układają ładnie
My chodzimy drogami, których nikt nie odgadnie
Potrzebuję tej adrenaliny, chcę jej we mnie
Ten zwykły dzień jakoś nie kręci mnie zupełnie
Zbyt podobny do poprzednich, nie godny przepowiedni
Muszę zrobić coś, cokolwiek, a może coś się spełni

[Zwrotka 1]
Kiedyś sobie obiecałem
Że będę zawsze wytrwale brnął w tym teatrze lalek
Dlatego zawsze patrzę
Dalej niż widać, nim ślad zatrze czas i okazję rzadsze znikną
A w nas wypali się wszystko za szybko, co dał, a co zabrał hip hop
Gdy na zewnątrz cisza, niech demony wewnątrz krzykną
Niech przynajmniej dzisiaj usłyszę tę prawdę przykrą
Piórka urosły za duże, choć ładne, to niech je przytną
Niechaj znów spadnę, dalej tnijcie brzytwą, byle szybko
Potrzebuję tego, by się przyjrzeć temu w skali mikro
Znów, nim podniosę się na nowo, gdy na sali sami
Wejdę im do głów i znów coś nas scali
Pomyślisz "pójdę za nim", może on zapali światło i pokaże cel w oddali
Liczysz na emocję, ja też ciągle czekam na nie
Bo w tym życiu tylko zarzynanie
Sporadyczne zażywanie tego co nazwali rajem
Adrenalina umrę dla niej, resztę zamień w kamień
Niech stanie się coś, zanim nic się nie stanie
[Refren]
Potrzebuję tej adrenaliny, nudne życie nie jest dla mnie
Na wysokości liny spacer, choćbym skończył na dnie
Ich plany są dla mnie jak kpiny, choć się układają ładnie
My chodzimy drogami, których nikt nie odgadnie
Potrzebuję tej adrenaliny, chcę jej we mnie
Ten zwykły dzień jakoś nie kręci mnie zupełnie
Zbyt podobny do poprzednich, nie godny przepowiedni
Muszę zrobić coś, cokolwiek, a może coś się spełni

[Zwrotka 2]
Wpadamy w marazm, bo nie wpadamy w depresję zaraz
Wszystko szybko, wszystko na wczoraj, świat oszalał
I choć dzieję się tak wiele, nie dzieję się kurwa nic
Tracę nadzieję na swoje cele, nie wiem po co chcę żyć
I znowu nosi mnie, jeźdmy gdzieś, zróbmy coś
Opuścmy to miasto, z którym kojarzy się tylko złość
Kapitan planeta, nie zna słowa lokalnie
W kokpitach z daleka taki widok świata dla mnie
Lepszy, więc przyrodo, złap mnie za krtań
Chcę wstrząsów nie drgań i niech w końcu ten drań
Spłonie w słońcu, gdy kraj obcych ojców da mu raj
I w formie popiołu, wrócę do siebie poczuć spełnienie
Gdy zechcę adrenaliny, przywołam tylko wspomnienie
Uwikłany w liny, wyżyty, sprowadzony na ziemię
Czy ten stan jest osiągalny, mówię o spokoju ducha
Który szuka, wiecznie szuka, co by znów nabroić tutaj
[Refren]
Potrzebuję tej adrenaliny, nudne życie nie jest dla mnie
Na wysokości liny spacer, choćbym skończył na dnie
Ich plany są dla mnie jak kpiny, choć się układają ładnie
My chodzimy drogami, których nikt nie odgadnie
Potrzebuję tej adrenaliny, chcę jej we mnie
Ten zwykły dzień jakoś nie kręci mnie zupełnie
Zbyt podobny do poprzednich, nie godny przepowiedni
Muszę zrobić coś, cokolwiek, a może coś się spełni

[Tekst - Rap Genius Polska]